⬇
Rodzeństwo było
bardzo pracowite, zbierali jagody i grzyby oraz leśne zioła, a w zamian za to
na targu otrzymywali chleb i masło. Zosia sprzątała, gotowała i utrzymywała dom
w czystości, a Jaś dbał, by zawsze było w czym napalić w piecu.
Pewnego
dnia, kiedy jak zawsze Zosia zbierała zioła w lesie, ujrzała małą sarenkę,
która wyraźnie cierpiała. Zosia podeszła do niej, okazując swym głosem sarence,
że chce jej pomóc. Sarenka miała skaleczoną nóżkę, a więc Zosia przyniosła ją
do domu i zaopatrzyła jak umiała najlepiej ranę. Nakarmiła zwierzątko i
opiekowała się nim tak długo, aż powróciło do zdrowia. Zosia rozumiała, że musi
pozwolić sarence odejść, by mogła żyć na wolności. I tak mijały dzień za dniem.
Pewnego dnia do ich drzwi zapukał staruszek, prosząc o strawę i odpoczynek. Zosia zaprosiła staruszka do domu i ugościła wszystkim, co miała najlepszego. Pamiętała o tym, co powtarzała jej zawsze mama, że zawsze należy dzielić się tym, co się ma. Staruszek posilił się, ale niestety był bardzo słaby na dalszą podróż i Jaś zaproponował mu, aby pozostał tak długo, aż odzyska siłę, by dalej ruszyć w drogę. Zosia zbierała jagody, a z zebranych ziół sporządzała cudowny napar dający siłę staruszkowi. Staruszek był bardzo wdzięczny i podarował Zosi gliniany kubeczek, a Jasiowi gliniany talerzyk i odszedł, dziękując za wszystko. Kubeczek był na pozór zwykły brązowy z małym uszkiem, podobnie jak niewielki talerzyk. Pewnego dnia nastała długa sroga zima, spadł śnieg, który utrudniał wyjście z domu. Nawet zwierzęta z trudem mogły znaleźć coś do zjedzenia.
W spiżarni
Jasia i Zosi kończyły się zapasy, nawet drzewa zaczęło powoli
ubywać. Śnieg i mróz nie pozwalały nawet na zbieranie drzewa w lesie na
rozpałkę. Zosia i Jaś usiedli zmartwieni, bo w ich domku zrobiło się chłodno, a
głód też dawał znać o sobie. Zosia rozpłakała się, a wtedy Jaś przytulił ją
mocno, pocieszając jednocześnie, że na pewno znajdzie jakieś rozwiązanie.
Kiedy tak
siedzieli przytuleni do siebie, coś zastukało do okienka. Jaś podszedł do okna
i ujrzał sarenkę, której Zosia kiedyś opatrzyła ranę. Znajoma sarenka tym
razem nie była sama, przybiegła wraz z całym stadem saren, a każda z nich w
pyszczku trzymała gałązkę suchego drzewa. Jaś podziękował sarence i
połamał gałązki, rozpalając nimi w piecu. Kiedy tak siedzieli, ogrzewając się
przy piecu, pomyśleli, że teraz dobrze byłoby zjeść chociaż kawałeczek chleba i
napić się mleka. Niestety, w domku nie było już nic do jedzenia,
nawet suszone jagody się skończyły. Nagle na stole poruszył się stojący tam
gliniany talerzyk i leciutko zakołysał się gliniany kubeczek, wydając przy tym
magiczny odgłos. Zosia podbiegła do stołu i nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Kubeczek był pełny mleka, a na talerzyku leżał świeżutki chlebek. Zosia i Jaś
podzielili się mlekiem i chlebem i zrozumieli, że staruszek nie był
zwykłym staruszkiem.
Nastało
znowu lato, a polana znowu pokryła się zieloną trawą i pachnącymi
stokrotkami. Zosia i Jaś żyli długo i szczęśliwie, dalej pomagając każdemu,
kogo spotkali na swojej drodze. Bo kto daje dobroć i miłość drugiemu, to otrzymuje
jeszcze więcej dobroci i serdeczności od
drugiego człowieka szacunek popłaca, a zło i brak szacunku dla starszych ludzi
świadczy o naszym złym wychowaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz